Smart cities – książki do przeczytania po godzinach pracy

Smart cities – książki do przeczytania po godzinach pracy

adwokat Aneta Fornalik, MPA

Czytanie tekstów wartościowych – we wszelkich znaczeniach tego pojęcia – służy oczywiście rozwojowi: w wymiarze intelektualnym, emocjonalnym czy społecznym. Pozwala poszerzać horyzonty i dostarcza specjalistycznej wiedzy, przydatnej nie tylko osobiście, ale także zawodowo. Dobra lektura inspiruje do analiz, syntez i krytycznego spojrzenia na znane już zagadnienia. Pomaga w kształtowaniu poglądów. Oprócz tego stanowi po prostu źródło radości i satysfakcji.

Zaproszenie

Zachęcam do lektury książek niedawno przeze mnie przeczytanych, wcale nie o prawie, ale mających z prawem – wszechobecnym przecież w naszym życiu – jednak coś wspólnego. To lektura głównie o planowaniu przestrzennym, ale z dużym naciskiem na aspekty społeczne projektowania miast ludziom przyjaznym, miast życzliwych. Pozwala na zrozumienie koncepcji urbanistycznych poprzez uzyskanie wiedzy o najnowszych trendach i najlepszych praktykach w planowaniu i zarządzaniu miastami. Daje możliwość poznania przykładów miast, które już wdrożyły zasady miast życzliwych. Okazuje się, że różne aspekty miasta wpływają na jakość życia mieszkańców, głównie poprzez dostępność przestrzeni publicznych, zrównoważony rozwój i inkluzywność społeczną. To zagadnienia szeroko dyskutowane na konferencjach nie tylko z zakresu planowania przestrzennego, ale także dotyczących aktualnych problemów i wyzwań lokalnych samorządów.

Książki niech mówią same za siebie.

Miasto wolne od samochodów, Melissa Bruntlett, Chris Bruntlett, przekład Weronika Mincer, 2024

„Źródłem frustracji jest to, że obok wielu sukcesów na polu progresywnego zrównoważenia transportu (a więc da się i można) i obok wielu porażek (bo się naprawdę nie da) mamy stany zawieszenia i etapowania. Istne międzymieście, czyli trwanie pomiędzy miastem naszych marzeń a miastem, w którym przyszło nad żyć.” (str. 7).

„W Polsce proces równoważenia miejskiej mobilności nie ma tak fundacyjnego doświadczeniach. Nie przejmujemy się istotnie dramatycznymi danymi o suburbanizacji i wykluczeniu transportowym, które wpycha nas do samochodów. Dane o stanie środowiska klimatycznego przyjmujemy jednym uchem, a wypuszczamy drugim. Idziemy powoli, niekonsekwentnie i bez uczenia się na błędach. Próbujemy doraźnymi rozwiązaniami poprawić istniejącą złą infrastrukturę (np. każąc drogom rowerowym meandrować po chodnikach albo utrudniamy przesiadki, stawiając przystanki komunikacji publicznej na tym samym skrzyżowaniu w znacznym rozstrzeleniu.” (str. 11).

„Mobilność to naturalnie coś więcej niż czas spędzony na pokonaniu drogi z punktu A do punktu B. (…) Punkt zwrotny nastąpił mniej więcej 100 lat temu kiedy domena transportu została zawłaszczona przez inżynierów i ekonomistów, a więc zawody skupione przede wszystkim na aspektach ilościowych, a nie jakościowych. Ci specjaliści znają koncepcję homo oeconomicus, zgodnie z którą wszystkie jednostki w społeczeństwie podejmują spójne racjonalne wybory ukierunkowane na wąsko pojęty własny interes i w ten sposób budują swoją użyteczność jako konsumenci oraz zysk jako producenci. Przy takiej wąskiej perspektywie transport postrzegany jest jako prosty system rur, których jednym celem jest efektywnie działać (to znaczy nie zatykać się). Jako że czas spędzony w drodze oznaczał stratę cennych minut i godzin jakie można poświęcić na maksymalizację produkcji, był postrzegany jako marnotrawstwo, które należało ukrócić za wszelką cenę. Priorytetem była prędkość oraz minimalna liczba przeszkód na ulicach a każda istota ludzka – pieszo, na rowerze lub w samochodzie – stanowiła konkurencję, zawalidrogę na ścieżce rozwoju homo oeconomicus. Korki stały się problemem do rozwiązania bez względu na koszty i konsekwencje, chociaż dotykały stosunkowo niewielkiego odsetka społeczeństwa. Nikt lub prawie nikt nie zastanawiał się, jak ten ‘zmarnowany’ czas może się przekładać na zdrowie, szczęście lub spójność społeczną. ‘Sposób, w jaki się przemieszczamy, wpływa na to jak się zachowujemy i kim jesteśmy’ – tłumaczy B. Marco te Brömmelstroet, który bez owijania w bawełnę dawno twierdzi, że samotne zamknięcie w aucie podsyca egoizm, nieufność oraz brak współpracy z innymi. ‘Osoba w samochodzie siedzi sama, przekonana, że ma pierwszeństwo, ponieważ chce zmniejszyć swoją bezużyteczność.’ Gdy przemieszczamy się z dużą prędkością w skorupie ze stali, wszystkie nasze interakcje na skrzyżowaniach stają się bezosobowe. To już nie negocjowanie z drugą istotą ludzką, tym kontaktem zawiaduje technologia – systemy komputerowe zarządzania ruchem – która narzuca reguły czyli decyduje, kto będzie miał pierwszeństwo.”  (str. 77-78).

Miasto życzliwe. Jak kształtować miasto z troską o wszystkich, David Slim, przekład Klementyna Dec, Weronika Mincer, 2022

„Musimy dogęszczać miasta. Postępująca urbanizacja jest zagrożeniem dla naszej planety, ale jednocześnie też jedyną receptą na kryzys klimatyczny. Z perspektywy indywidualnej domek na przedmieściach czy na wsi to dobre rozwiązanie; lecz z perspektywy całego świata ta zrealizowana wizja podmiejskiej sielanki prowadzi ludzkość ku zagładzie. Efekty tego podejścia widzimy już dziś w postaci szerokich dróg wjazdowych i przestrzeni miast podporządkowanych samochodom. Zdominowane przez auta place i chodniki to ciemna strona marzenia o własnym domku na przedmieściach. Sama krytyka potrzeb osób marzących o opuszczenie miasta jednak nie wystarczy. Marzenia to rewolucyjna siła, a tkwiące u jej podstaw potrzeby same w sobie nie są szkodliwe. Chęć wyjazdu z miasta to potrzeba lepszego życia w miejscu, gdzie będziemy mieć kontakt z przyrodą, bezpieczną przestrzeń do zabaw dla dzieci i wieczorną ciszę, bo w końcu właśnie po to pragniemy mieć ten własny ogródek pod lasem. Przez lata wmawiano nam, że musimy wybrać: albo zieleń i spokój, albo mieszkanie w mieście. Ta alternatywa jest fałszywa, bo tylko połączenie tych pozornych sprzeczności tworzy jakość, o którą nam chodzi – dobrze funkcjonujące, przyjazne miasto.” (str. 12).

„Miasto życzliwe, czyli jakie?

To miasto, które reaguje. Mieści, przyjmuje, wybacza, toleruje, zmienia się. Daje się formować, rozciągać, adaptować, kształtować i niełatwo je uszkodzić.

Gdzie wszystko jest proste. Bezproblemowe, bezpośrednie, swobodne, intuicyjne, zrozumiałe i niewymagające wysiłku.

Jest wygodne. Komfort, przytulność, bezpieczeństwo, Cisza i spokój. Jest przytulne, chronione, krótko mówiąc hygge.

To miasto, które się dzieli. Społeczne, towarzyskie, wspólne, wzajemne, partycypacyjne, publiczne.

W którym wiele się łączy. Zabudowa zwarta, hybrydowa, wielofunkcyjna i wewnętrznie powiązana, o różnorakim przeznaczeniu i zazębiających się zastosowaniach.

Życzliwe jest miasto, które stawia na proste rozwiązania. Mało technologii, niskie koszty, brak ostentacji i skromność.

To miasto, które nie wymaga rozmachu, faworyzuje małą skalę. Ludzka skala, ludzki wymiar, indywidualna kontrola, fraktale i samostanowienie.

To miasto, które oddziałuje na zmysły. Zachwyca, czaruję, uwodzi, intryguje.

To miasto spokojne. Ciche, stonowane, dyskretne, pogodne, łagodne.

To miasto, które uosabia zaufanie. Pewność, jasność, stałość.

Życzliwe miasto jest wrażliwe. Łagodne, współczujące, empatyczne, troskliwe, dobroczynne, uprzejme, łaskawe.

To miasto, które zaprasza. Serdeczne, otwarte, dostępne, przenikalne.

Miasto, które charakteryzuje troska o naturę. Naturalność, sezonowość,  minimalne oddziaływanie na środowisko i nieznaczny ślad węglowy.

W koncepcji soft chodzi o prostotę, wygodę i troskę w codziennym życiu.” (str. 24-25).

Klikając „Akceptuję cookies”, zgadzasz się na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych.

Skip to content